niedziela, 2 sierpnia 2020

Czym to pachnie?

Budzę się. W pierwszej chwili nie potrafię sobie uświadomić, gdzie jestem. Przez półotwarte powieki patrzę na sufit. Przeciągam się. Co tu tak czuć? Co tak dziwnie…
Już wiem. Jestem w Kosowie. Tu teraz mieszkam.

Nie chcę powiedzieć, że w Kosowie śmierdzi. Jednak mój nos czasem podsuwa taką konkluzję. Zapytacie czym tak jedzie?
Odpowiedź jest złożona. I jeszcze raz muszę się usprawiedliwić – na pewno nie „śmierdzi” i na pewno nie wszędzie. Ale zapach (?) jest osobliwy, przynajmniej w mojej okolicy, czyli 10 km od centrum Prisztiny.
Po pierwsze ogrzewanie. Nie byłem tu co prawda w zimie, ale małżonka była i twierdzi, że nie jest wesoło. W domach (czasem również tych niedawno wybudowanych) grzeje się, hm, ekonomicznie. Dobrze, jeśli jest to pellet, ale biorąc pod uwagę ceny vs. przeciętne zarobki, to najczęściej jest to to-co-popadnie. Dobrze, że pora ciepła trwa tu stosunkowo długo, bo od pyłów Kosowo wkrótce przypominało by Pompeje.

Kominy w Obilić. Tu widoczne z odległości 20 km

Dwa. Elektrownie. Nie wiem, jak to tam jest teraz, ale elektrownie w Kosowie mieszczą się niedaleko Prisztiny. Najpierw była elektrownia A. Określano ją jako „najgorsze jednopunktowe źródło zanieczyszczeń w Europie”. Mieli ją wyłączyć do 2017, ale Francuzi założyli na kominy eleganckie nowe filtry i podobno jest teraz lepsza pod tym względem od elektrowni B. A elektrownia B jest umiejscowiona w tym samym Obilić. Różni się głównie tym, że ma grubaśny komin, który na okrągło strzela w niebo syfem. Obie elektrownie są opalane węglem brunatnym. Zdaje się, że to najgorszy możliwy zajzajer.
Nowa elektrownia (dla ułatwienia nazywana „C”) powstanie być może w 2023 roku, przy czym na dzień dobry ograniczono jej wydajność z 650MW na 500, więc pewnie nie zaspokoi potrzeb Kosowarów.
Ten wielgachny komin elektrowni B jest widoczny z bardzo dużej odległości i niestety na dużą odległość wysyła swe trujące miazmaty, dokładając się do kosowskiego zapaszku.

  

Po trzecie – śmieci. To wydaje się Kosowskim sportem narodowym – wywalić śmieci gdzie się da. Przy drogach, na polach, w lesie… Co wyrzucają? Wszystko. Widziałem telewizory, kurtki, suszarki do bielizny. Raz widziałem dużą część ściany budynku, z fragmentem rynny i oknem. Worki po nawozach, zwykłe plastiki domowe, buty i stare zeszyty i stare kartofle. Wszystko. Jak ktoś ma większą fantazję to podkłada pod kupę takiego badziewia ogień. Wtedy to daje czadu! Prawda jest taka, że z mojej okolicy zawsze widać nie tylko komin w Obilić, z nieodłącznym pióropuszem, ale również pojedyncze słupy dymu rozsiane w naszej dolinie, a czasem również wysoko w górach.

Ale – hurra! – nie zawsze śmieci się pali! Czasem zostają sobie spokojnie leżąc i czekają na rozkład substancji, z których powstały. Co do plastiku, no, to wiadomo, mogą sobie poczekać. Jednak w przypadku trocin, szmat, resztek organicznych to idzie nieco szybciej. Dodatkowo temu procesowi towarzyszy fetor. Tak.
[edit] Dzisiaj na spacerze jedna z naszych suk wyrwała do przodu. Przyciągnął ją nowy artefakt na kupie śmieci – worek. Prawdopodobnie z jakimś truchłem sadząc po trupim odorze i chmurze much. Dzięki Bogu raczej się nie pożywiła, bo udało się ją odwołać.
Czwarta kwestia to tradycyjne zwyczaje rolnicze, również związane z paleniem.
Tego akurat doświadczamy ostatnio. Po wczesnych żniwach (lipiec), rżyska są wypalane w celu, jak można się domyślać, domineralizowania składu gleby.
Z mojego punktu widzenia, jedyny pozytyw jaki wynika z tego zwyczaju, to brak kleszczy na polach, po których codziennie spacerujemy z psami. Poza tym to niestety barbarzyństwo.
No i smród – bo poza palonymi resztkami słomy, które zwyczajnie walą spalenizną, w powietrze idzie jeszcze dymna pozostałość plastików takich jak namioty foliowe, które nie są już potrzebne, małych zwierzątek, albo nawet trochę większych (jak żółwie) i wszystkiego co tam w polu było. Muszę przyznać, że ostatni tydzień, z dodatkowymi upałami sięgającymi 37 stopni w słońcu był trudny.


Teraz już tylko śmierdzi i lata – sadze bowiem fruwają tu w okolicy jak czarne babie lato.
Podsumowując – mało przyjemna woń Kosowa wiąże się głównie ze spalaniem. Możemy do tego dodać jeszcze szrot sprowadzany z zachodu – auta, czasami 30 letnie – ekonomiczne diesle, często zostawiane na chodzie, żeby klima działała.
Palenie i śmieci. Śmieci i palenie.
Zdaje się, że bez rewolucji w mentalności tu się nic nie zmieni.  
Gwoli uczciwości musze dodać, że oczywiście duże znaczenie ma pogoda – wiatr dajmy na to potrafi przewiać powietrze, czyniąc błogą świeżość. Gorąco, ciśnienie, opady – wszystko to zmienia stan wonienia. Jednak… patrz wyżej.

2 komentarze:

  1. Hej! Z przyjemnością wdam się w polemikę, lub wyjaśnię niewyjaśnione :) Zachęcam do zostawiania komentarzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiaj musi byc mocny wiatr od Kosowa, bo na Grochowie zaczelo walic.

    OdpowiedzUsuń

Polecane

No niestety, koniec końców, okazuje się, że platforma Bloggera nie tylko kiepsko wygląda, ale dodatkowo nie chce współpracować np. z FaceBoo...