Budzę się. W pierwszej chwili nie potrafię sobie uświadomić, gdzie jestem. Przez półotwarte powieki patrzę na sufit. Przeciągam się. Co tu tak czuć? Co tak dziwnie…
Już wiem. Jestem w Kosowie. Tu teraz mieszkam.
Nie chcę powiedzieć, że w Kosowie śmierdzi. Jednak mój nos czasem podsuwa taką konkluzję. Zapytacie czym tak jedzie?
Odpowiedź jest złożona. I jeszcze raz muszę się usprawiedliwić – na pewno nie „śmierdzi” i na pewno nie wszędzie. Ale zapach (?) jest osobliwy, przynajmniej w mojej okolicy, czyli 10 km od centrum Prisztiny.
Po pierwsze ogrzewanie. Nie byłem tu co prawda w zimie, ale małżonka była i twierdzi, że nie jest wesoło. W domach (czasem również tych niedawno wybudowanych) grzeje się, hm, ekonomicznie. Dobrze, jeśli jest to pellet, ale biorąc pod uwagę ceny vs. przeciętne zarobki, to najczęściej jest to to-co-popadnie. Dobrze, że pora ciepła trwa tu stosunkowo długo, bo od pyłów Kosowo wkrótce przypominało by Pompeje.
|
Kominy w Obilić. Tu widoczne z odległości 20 km |
Dwa. Elektrownie. Nie wiem, jak to tam jest teraz, ale elektrownie w Kosowie mieszczą się niedaleko Prisztiny. Najpierw była elektrownia A. Określano ją jako „najgorsze jednopunktowe źródło zanieczyszczeń w Europie”. Mieli ją wyłączyć do 2017, ale Francuzi założyli na kominy eleganckie nowe filtry i podobno jest teraz lepsza pod tym względem od elektrowni B. A elektrownia B jest umiejscowiona w tym samym Obilić. Różni się głównie tym, że ma grubaśny komin, który na okrągło strzela w niebo syfem. Obie elektrownie są opalane węglem brunatnym. Zdaje się, że to najgorszy możliwy zajzajer.
Nowa elektrownia (dla ułatwienia nazywana „C”) powstanie być może w 2023 roku, przy czym na dzień dobry ograniczono jej wydajność z 650MW na 500, więc pewnie nie zaspokoi potrzeb Kosowarów.
Ten wielgachny komin elektrowni B jest widoczny z bardzo dużej odległości i niestety na dużą odległość wysyła swe trujące miazmaty, dokładając się do kosowskiego zapaszku.
Po trzecie – śmieci. To wydaje się Kosowskim sportem narodowym – wywalić śmieci gdzie się da. Przy drogach, na polach, w lesie… Co wyrzucają? Wszystko. Widziałem telewizory, kurtki, suszarki do bielizny. Raz widziałem dużą część ściany budynku, z fragmentem rynny i oknem. Worki po nawozach, zwykłe plastiki domowe, buty i stare zeszyty i stare kartofle. Wszystko. Jak ktoś ma większą fantazję to podkłada pod kupę takiego badziewia ogień. Wtedy to daje czadu! Prawda jest taka, że z mojej okolicy zawsze widać nie tylko komin w Obilić, z nieodłącznym pióropuszem, ale również pojedyncze słupy dymu rozsiane w naszej dolinie, a czasem również wysoko w górach.
Ale – hurra! – nie zawsze śmieci się pali! Czasem zostają sobie spokojnie leżąc i czekają na rozkład substancji, z których powstały. Co do plastiku, no, to wiadomo, mogą sobie poczekać. Jednak w przypadku trocin, szmat, resztek organicznych to idzie nieco szybciej. Dodatkowo temu procesowi towarzyszy fetor. Tak.
[edit] Dzisiaj na spacerze jedna z naszych suk wyrwała do przodu. Przyciągnął ją nowy artefakt na kupie śmieci – worek. Prawdopodobnie z jakimś truchłem sadząc po trupim odorze i chmurze much. Dzięki Bogu raczej się nie pożywiła, bo udało się ją odwołać.
Czwarta kwestia to tradycyjne zwyczaje rolnicze, również związane z paleniem.
Tego akurat doświadczamy ostatnio. Po wczesnych żniwach (lipiec), rżyska są wypalane w celu, jak można się domyślać, domineralizowania składu gleby.
Z mojego punktu widzenia, jedyny pozytyw jaki wynika z tego zwyczaju, to brak kleszczy na polach, po których codziennie spacerujemy z psami. Poza tym to niestety barbarzyństwo.
No i smród – bo poza palonymi resztkami słomy, które zwyczajnie walą spalenizną, w powietrze idzie jeszcze dymna pozostałość plastików takich jak namioty foliowe, które nie są już potrzebne, małych zwierzątek, albo nawet trochę większych (jak żółwie) i wszystkiego co tam w polu było. Muszę przyznać, że ostatni tydzień, z dodatkowymi upałami sięgającymi 37 stopni w słońcu był trudny.
Teraz już tylko śmierdzi i lata – sadze bowiem fruwają tu w okolicy jak czarne babie lato.
Podsumowując – mało przyjemna woń Kosowa wiąże się głównie ze spalaniem. Możemy do tego dodać jeszcze szrot sprowadzany z zachodu – auta, czasami 30 letnie – ekonomiczne diesle, często zostawiane na chodzie, żeby klima działała.
Palenie i śmieci. Śmieci i palenie.
Zdaje się, że bez rewolucji w mentalności tu się nic nie zmieni.
Gwoli uczciwości musze dodać, że oczywiście duże znaczenie ma pogoda – wiatr dajmy na to potrafi przewiać powietrze, czyniąc błogą świeżość. Gorąco, ciśnienie, opady – wszystko to zmienia stan wonienia. Jednak… patrz wyżej.